Wilno

Pakujemy się i jedziemy. Tym razem kierunek Wilno. Problem pierwszy- bilety do Warszawy.  Plan dwóch biednych studentek? Łapiemy stopa. Wraz ze wschodem słońca dwie dziewczyny stanęły przy drodze, nieśmiało machając tekturką z napisem "WARSZAWA" , jednocześnie wątpiąc w dojechanie na czas. Mija 15 minut i nadjeżdża ON... Pan Tomasz. Po 4 godzinach miłej podróży stoimy w samym sercu stolicy Polski, aby za 8h stanąć w sercu stolicy Litwy.


I w środku nocy przyjeżdżamy do Wilna, o którym nie wiemy prawie nic, poza tym, że jest tam troszkę kościołów. I zaczyna się istna pielgrzymka. Pierwszy, drugi, chrześcijański, prawosławny, barokowy, gotycki... do wyboru, do koloru. Nawet można spotkać msze odprawiane po polsku, jak ta w Ostrej Bramie, w której uczestniczyłyśmy.
W południe czas na obiad- kuchnia litewska nie zachwyca, wręcz przeciwnie. Po obiedzie i tak wyciągamy swoje kanapki.
Mimo tego, że Wilno ma pierwiastek polskości, to nie jest on tak bardzo wyczuwalny jak np. we Lwowie. Parę pomników i wspomniana wcześniej msza.  Nawet o spotkanie jakiegoś Polaka było ciężko.










 Podsumowując: było fajnie, ale szybko tam nie wrócę.









Zapraszam na kwadraty z podróży, gdzie można znaleźć zdjęcia z różnych wypraw, między innymi te z Wilna.

Komentarze